Tomek i zespół Land4Travel zabierają nas w kolejną lądową przygodę do Albanii, kraju w Europie Południowo-Wschodniej. Znajduje się na Morzu Adriatyckim i Jońskim w obrębie Morza Śródziemnego i graniczy lądowo z Czarnogórą na północnym zachodzie, Kosowem na północnym wschodzie, Macedonią Północną na wschodzie i Grecją na południu.

W 2022 roku pojechaliśmy do Albanii – 7 samochodami – głównie Land Roverami i jedną Toyotą. Wszyscy mieszkamy w różnych miastach Polski, więc na miejsce spotkania wybraliśmy Cieszyn.

Przez Słowację, Węgry i Serbię przejechaliśmy w dwa dni – grupa była tak zdyscyplinowana, że ​​każdego ranka była gotowa do wyjazdu kilka minut wcześniej niż poprzedniego dnia. Dotarliśmy na przejście z Albanią w Hani i Hoticie – i bardzo miła obsługa, odprawa wygląda dokładnie tak samo jak w każdym cywilizowanym kraju – wydajemy paszporty, dokumenty samochodu, straż graniczna sprawdza czy mamy zieloną kartę i… są już w Albanii.

Nasza pierwsza noc w Albanii wypada nad urokliwym i ciepłym Jeziorem Szkoderskim – i na jednym z najlepszych kempingów, na jakich byliśmy – pięknie położonym, z dobrą restauracją, czystymi toaletami i zadbanymi miejscami biwakowymi. Cieszymy się z tych warunków, bo już niedługo – nasze kwatery będą wyglądać zupełnie inaczej.

Kolejnym punktem programu jest Park Narodowy w pobliżu miasta Teth. Idziemy piękną górską drogą i zatrzymujemy się na przełęczy na wysokości 1650m n.p.m. W Teth przywitały nas miejscowe dzieciaki, bardzo fajne dzieciaki, biegle mówiące po angielsku. Zapraszają nas do agroturystyki prowadzonej przez ich rodziców – kiedyś będą świetnymi biznesmenami. Przyjmujemy zaproszenie na obiad – rosół z kawałkiem baraniny, frytki, oscypek, jogurt, ogórek i sałatka z pomidorów – wszystko smakuje wyśmienicie!

Organizujemy noc obok zwiedzania ruin farmy, tuż obok małej elektrowni wodnej. Wpada do nas na obiad niezapowiedziany Albańczyk i dość szybko dowiadujemy się, że jest konserwatorem elektrowni. Wygląda na to, że zostanie z nami do samego rana 😉 Słyszeliśmy, że u nas taki zwyczaj panuje. Dziewczyny są trochę zdziwione, ale uznaliśmy, że należy to uznać za lokalną atrakcję. Nie znasz żadnego języka, więc siadamy i wymieniamy kilka znanych nam słów: Enver Hoxha, Lewandowski, AC Milan itd.
Kolejny dzień zaczynamy kąpielą w lodowatej górskiej rzece, zwiedzaniem wodospadu Grunas i niezwykle urokliwego Blue Eye. Zatrzymujemy się na noc na dużej polanie z widokiem na wąską drogę prowadzącą półką górską. Wieczorem, siedząc przy ognisku, widzimy światła poruszających się tą drogą samochodów – kierowcy są tu bardzo skuteczni.

Następnego dnia kierujemy się w stronę Szkodry. Miejscowi okropnie się z nas śmieją, gdy mówimy, że wolimy biwakować na dziko i jechać w bardziej odległe miejsca. Droga jest względnie bezpieczna, choć mijamy wiele krzyży, a nawet kapliczki z nazwiskami wielu ofiar wypadków. Im niżej schodzimy, tym bardziej widzimy, że dzielnice są lepiej zagospodarowane pod rolnictwo i wyraźnie też bogatsze.

Wjeżdżamy do Szkodry – pierwsze skojarzenie to dla mnie podobieństwo do kirgiskich miast, podobny styl ulic, budynków, sklepów, podobny styl jazdy kierowców. Jeździmy po mieście, tankujemy samochody i jedziemy do Komana. Tam nocujemy na łonie natury w starej, opuszczonej pasiece.

Rano ustawiamy się w kolejce na prom do Fierza. Zdobądź bilety na prom, a następnie udaj się na długą opowieść na wieczór przy ognisku. Samochody ustawiamy obok turystów z Francji – podróżują wielkim terenowym MANem, który ledwo mieści się na promie. Widoki z promu są niezapomniane – trasa biegnie wzdłuż spiętrzonej rzeki, na końcu której znajduje się elektrownia wodna.

Lądujemy w pobliżu Firy i kierujemy się do doliny Valbone w poszukiwaniu noclegu. Wybieramy łąkę w pobliżu zabudowań – i idziemy zapytać gospodarzy, czy możemy tam przenocować. Spotykamy bardzo gościnnych ludzi – i nalegają, żebyśmy zamiast tego spali u nich. Zapraszają nas do ogródka na świetną kawę i rakiję, po prostu nie chcą nas puścić, ale w końcu jakoś wracamy do reszty ekipy. Robimy obiad, a teraz zapraszamy Albańczyków na jedzenie – spędzamy w ich towarzystwie bardzo miły wieczór. Dziś śpimy pod gołym niebem.

Następnego ranka okazuje się, że wieczorem ich kobiety zaprosiły nasze kobiety na poranną kawę. Albańczycy przyjęli nas w skromnym, ale bardzo schludnym domu. Jego córki częstują nas tradycyjną kawą po turecku (nazywają ją „kawą turka”*). Po kawie najmłodszy z rodziny zabiera nas na kąpiel w pięknej górskiej rzece. Żegnamy się i ruszamy dalej.

Następnym przystankiem jest Berat – piękne zabytkowe miasto z górującą nad nim fortecą. Zatrzymujemy się na miejscowym kempingu, tuż nad rzeką. Jest późno, ale i tak wychodzimy na nocny spacer po mieście – ulice są pełne ludzi, czujemy się bardzo bezpiecznie. Rano zwiedzamy miasto i twierdzę, choć upał jest straszny. Poruszamy się kanionem Osum, planujemy nocować w kanionie, a następnego dnia – wyprawę przez góry do gorących źródeł w Permet.

Kolejnym miastem na trasie jest Gijokaster – zwiedzamy monumentalną fortecę zbudowaną przez Turków i spacerujemy po pięknym mieście. Mieszka tu wielu Greków, jest nawet grecki konsulat. Kontynuujemy naszą podróż przez Sarandę (nowoczesny kurort nadmorski) skąd po zjedzeniu pysznych owoców morza wyruszamy na biwak na plaży, którą nazywamy „Dominikaną”

Naszym kolejnym celem jest dzika plaża Gijpe, do której prowadzi wąska, stroma droga prowadząca zboczem góry, dostępna tylko dla pojazdów z napędem na cztery koła. Spędzamy tam dwa dni, a śpimy w namiotach lub pod gołym niebem. Oprócz nas w zatoce jest też kilku Francuzów w kamperze zbudowanym na Toyocie LJ4 i trzech innych SUV-ach – Land Rover Defender, Toyota Land Cruiser J4 i Nissan Patrol.

Stanowią zgrany zespół, razem z nimi Kasia, Polka, studentka robotyki z Berlina i Jan, którego dziadek walczył w Bitwie o Anglię.

Po dwóch dniach leniuchowania i opalania opuszczamy rajską plażę. Udajemy się do „Albanici” – winnicy w środkowej Albanii – gdzie nocujemy wśród krzewów winogron i jemy kolację, podczas której gospodarz serwuje nam danie kuchni albańskiej.

Rano zwijamy obóz i jedziemy drogą SH21 do granicy z Czarnogórą, ich straż graniczna przeprasza nas za to, że musieliśmy czekać 5 minut. Przejeżdżamy przez Czarnogórę, Serbię (z noclegami), Węgry i Słowację.

Ostatnią noc mamy na uroczym wzgórzu na Słowacji, następnego dnia wstajemy, żartujemy, śniadanie, żegnamy się z pozostałymi uczestnikami io 8:XNUMX jesteśmy już w Pile.

 

O LAND4TRAVEL

Land4Travel to grupa przyjaciół zafascynowanych podróżami. Swoimi wyjazdami grupa chce rozbudzić chęć poznawania nowych miejsc i ciekawość świata. Odjeżdżają z utartych szlaków turystycznych. Ich pasją są podróże przypominające przygodę i tą pasją chcą dzielić się z ludźmi, którzy z nimi podróżują. Nie zabiorą Cię na plaże Hurghady, ale zobaczysz z nimi Góry Kaukazu, wraki statków na Morzu Aralskim czy pingwiny u wybrzeży Patagonii. Land4travel nie jest biurem turystycznym. To projekt dla tych, którzy chcą obcować z naturą, lokalną kulturą i poczuć atmosferę Camel Trophy podróżując legendarnymi SUV-ami Land Rover Discovery. Jedź z nimi i poznaj uroki azjatyckich hoteli i jak wygląda koniec świata na Przylądku Horn.